Działamy na zasadach stajni rysunkowej
Dziś postanowiłam zapoznać się z Livem, więc wzięłam siodło, ogłowie i jeszcze dodatkowo lonżę. Wyprowadziłam siwka z boksu i uwiązałam. Szczotki szybko uporały się z kilkoma zaklejkami na zadzie. Przeczesałam grzywę i ogon. Po chwili siodło znalazło się na grzbiecie. Założyłam jeszcze mu ogłowie, i poprowadziłam na małą halę.
Usiadłam na ogierze i ścisnęłam jego boki łydkami. Ruszył ochoczo.
Stępowaliśmy dłuższą chwilę, po czym zakłusował.
Gdy się rozluźnił, najechałam małego oksera, którego z gracją przeskoczyliśmy.
Zrobiłam dwie wolty, po czym przeskoczyliśmy przez stacjonatę. Zaliczyliśmy jeszcze kilka przeszkód i wróciliśmy na ślad.
Po 20-metrowej wolcie w wysiadywanym zagalopował. Nogi odbijały się rytmicznie od podłogi, a kopyta stukały o piach. Zmieniliśmy nogę, i przeskoczyliśmy przez stacjonatę.
Poskakaliśmy jeszcze trochę, po czym zsiadłam, zdjęłam siodło i zabezpieczyłam wodzę. Przypięłam karabińczyk, wzięłam bat i pogoniłam go do kłusa. Gdy się zmęczył, rozstępowałam go.
Krople potu zniknęły, więc zabrałam go na słońce. Zdjęłam resztę sprzętu i wypuściłam go na pastwisko. Przegalopował jedno kółko, po czym zrobił fikołka i porządnie wytarzał. Zostawiłam go, sprzątnęłam szczotki, siodło i resztę rzeczy. Odwiesiłam to i pobiegłam do domu.
Offline